W zupełnie nie motywującej pogodzie: zimno, wiatr, deszcz lejący od rana (na szczeście nie cały czas!), postanowiliśmy zdobyć po raz kolejny Zadniego Mnicha.
Na mniej znanego ale za to nieco wyższego sąsiada słynnego Mnicha weszliśmy tym razem najprostszą drogą: zachodnią grania.